Holandia welcome to... cz. 2


I jak to tak... Tak po prostu ni z gruchy... Wsiadać i jechać? Żadnych rzewnych pożegnań? Orkiestra? Dzieci... No tak, żona pojechała do mamusi... Z dzieciakiem, więc nie ma komu machać białą chusteczką na pożegnanie. Trywialne jakieś takie zwyczajne, globalna wioska psia jego mać, zero egzotyki. No nic, koniec rozczuleń grają na koń to wsiadać trzeba... Znaczy się spać raczej i jutro na koń czy jakoś tak..


No i poszły konie po betonie, z własnej woli wstałem o 7 rano... Organizm w szoku, to taka godzina istnieje? I nadaje się do wstawania? Kawa... Malo... Jeszcze jedna kawa... Rytuały bezpieczeństwa krzyżyk na szyje żeby Anioł Stróż nie miał potem wymówki, „ale że co... że ja, nie wiem zarobiony byłem" Wiedziony reklama "Opowiem jak wrócę" a chce wrócić ubezpieczenie wykupione..Za taka kasę, co niby jestem ubezpieczony to podejrzewam, ze jakby, co to mogą mnie cyborgiem zrobic... Damy rade... i od razu gleba wyprowadzając moto z garażu w kapciach położyłem go na piach... eh... bad luck.. Ale nic to w takim razie ostroznie... Jedziemy... Na sam początek pałętam się za ciężarówką z napisem Gero.. no to nie jest źle.. to na pewno dobry znak. Ogień, trochę zimno może będzie padać, czy ci ludzie nie rozumieją, co ja robie? Do Holandii jadę z drogi śledzie.. Nic nie skutkuje.. Tłok korek, ludzie cisną się do pracy. Masakra, wyjeżdżam jakoś z Warszawy.. Ale tu tez nic.. Zimno hałas, dupa powoli zaczyna bolec.. Kto powiedział ze na Bandycie jest wygodna pozycja? W końcu postój zgłodniałem, trasa poznańska to jest jakaś kpina.. Żałosna na dodatek.. Dobrze ze flaczki smaczne.. Koniec przerwy wsiadamy i jedziemy..
Pozdrowienia ze stacji w Łowiczu..




Następny przystanek, stacja benzynowa ostatniej szansy.. Dlaczego ostatniej? Bo przez około 200 km wcześniej żadnej innej stacji.. W życiu nie przypuszczałem ze tyle na rezerwie zajadę, stres.. Co tu zrobić, Autostrada polska psia jego mac, człowiek płaci 11 zł i co dostaje? Jeden pas remontowanej jezdni, przynajmniej robole są jak cos to może odleją ze służbowego walca literek benzynki o ile on na ON nie jest a pewnie jest.
Parking.. Bez stacji szlag by to... i żółta tabliczka "Uwaga! Następny parking 40 km" O k...! Parking nie stacja... Jestem w d... Nic to 90 km/h na jak najniższych obrotach ćwiczymy jazdę ekonomczna..za 40 km parking.. po prostu parking.. Czad rzekłbym rewelacja do tego się chmurzy i to dość poważnie...
Entuzjasta i optymista szlag by go trafił i ja z tym kolesięm mam wytrzymać do końca życia.. Eh.. W bagażniku zero czegokolwiek przeciwdeszczowego jak lunie.. To mogiła.. Trochę słoneczka, ale złudnie.. Jest znak! Stacja 10 km! Alleluja chwalcie pana! Najwyżej dopcham. Na szczęście nie trzeba było, na oparach wjechałem...Uf..200 km do granicy, Euro wymienione. Powinienem dojechać tym bardziej ze autostrada.
Choć ta autostrada to lipa.. Huk, nuda nic się nie dzieje, tylko się o kufer boje czy się nie urwie od podmuchów wiatru.. A piździ jak nie przymierzając w kieleckim. W sumie powinienem się cieszyć, bo jak w domu, ale jakoś się nie cieszę. Cieszę się za to, ze jadę, bo jadę Holandia jeszcze daleko, ale pomysł pojechania tam na weekend jest tak głupi, ze nie da rady się nie cieszyć.

Cromstrijen - Boże, kto im wymyślał nazwy tych miejscowości jeszcze wiem ze J się czyta ja H... Ale takie, H jakby ktoś cię właśnie dusił a ty wydajesz ostatnie tchnienie. Takie Hrhrhrhhhhhh.. Mogiła, do teraz wydawało mi się, ze najbrzydszy język na świecie to niemiecki. A niemiecki to miód na uszy w porównaniu do holenderskiego. Choć z drugiej strony w ramach wymiany każe im przyjechać do Szczebrzeszyna niech maja.
Właśnie skończyłem żeberka po seczuansku czy jakoś tak... Jadąc do Holandii na rympał, globalna wioska szlag by to człowiek nie wie czy jest w Polsce, Chinach, Holandii, Niemczech...Choć kiedy jest w Polsce to wie.. Szczękanie zębami na dziurach nie pozwala się mylić... No nic czas w drogę, ciekawe jak będzie ze znalezieniem noclegu... Na rympał eh..

Żyję..

Jeśli twierdziłem, że trasa poznańska to kpina, myliłem się, dojazd do Świecka to kpina... Kogoś za to powinni zamknąć, miejscowi poruszają się sterroryzowani przez tiry starając się znaleźć jakakolwiek lukę w ciągu samochodów. Anioł Stróż miał, co robić, wystrzelające jak z katapulty cinquecento z podporządkowanych to norma.. Beware.. Dwa razy włos mi się zjeżył na karku.. Przeżylem.

I oto docieram do granicy cywilizacji zachodniej, niestety granica jest wyraźna.. Autostrada.. Nie autostrada.. Autostrada, jeśli istnieje Bóg Autostrad na pewno jest aryjczykiem, trzy pasy w każdą stronę.. Byłem tu juz samochodem, ale na motocyklu.. Szok.. No to ogień, plan jest znaleźć nocleg kolo Berlina jest 18.00 Jak przekroczyłem granicę... Ogień, trzy pasy brak ograniczeń prędkości. Byłem zmęczony.. Byłem, bo teraz jakby nowe siły Berlin? Był po prawej chwile temu, nieskończoną ilość razy sprawdzałem czy moja Zuzia nie ma 7 biegu. Z uporem godnym lepszym sprawy..140, 150..160..170..Może się pojawiła 7-mka? Nie...To juz koniec.. ściemnia się, nie wiedzieć, kiedy Magdeburg.. W nocy jedzie się cudownie, chrzanie jadę, jest niesamowicie trzy pasy nocą. 300 km nie wiem, kiedy minęło jest pozno.. Hannover? WTF? Juz? Nie no musze zanocować, łeb zaczyna mnie bolec jestem 14 godzin w siodle...

Szukam noclegu, ale co to? Nie ma? Stacje benzynowe, jadłodajnie, macdonaldy, burger kingi do wyboru do koloru.. Hm.. Zaczyna być nieciekawie, pada.. Na szczęście krotko, przy 1,80 spodnie schną szybko.. No cóż przy autostradzie chyba nie znajdę noclegi zjeżdżam do Hanoweru, duże miasto może tam.. Północ blisko, ja czuje ze zbliżam się do cienkiej granicy, za którą jazda to juz idiotyzm i nawet mój Anioł Stroz mi nie pomoże, poza tym juz pewnie śpi.. Hanower nocą, sympatycznie, ale hoteli jakoś nie uwidzę, nie to, że nie ma doczłapałem się do jakiegoś Alte Zentrum Hotele owszem są EXCLUSIVE.. Cena?.. Puknąłem się w kask.. Aż tak głupi to nie jestem, kupiłem mapę i wracam na autostradę.. Wolno, bo juz mnie zaczyna dosłownie nosić na prawo i lewo.. Nie jest dobrze.. Nie dojade.. Co tu robić, nagle znak "Hotel rechts?.. Jest zasuwam wiec "rechts" mała mieścina turystyczna, zresztą śliczna, nazwy nie pomnę.. Gestdorf, Gondorf, Gartdorf? jakie to ma znaczenie. Hotel.. Jest parkuje, cisza, pusto nikogo.. Na recepcji nikogo.. Ale po angielsku kulturalnie karteczka ze jakby nie było dzwonić i kto przyjdzie i pomoże.. Szczęśliwy jak dziecko dzwonię.. Odzywa się po drugiej stronie po niemiecku glos.. Allo? No to po angielsku tłumaczę, ze ja tu room rent, a ona "nicht verstehe" i się wyłącza.. Myślę o ty! Germański najeźdźco.. Widziałem drugi znak z hotelem tam się zanocuje, poznaj sile wolnego rynku. No i ogień do drugiego hotelu, przy okazji spacer nocą kompletnie uśpionym miasteczkiem godzina wpół do pierwszej ani żywej duszy, gdyby chcieli kręcić film apokaliptyczny o wyludnionym mieście polecam.. Jest hotel tutaj na guziczek nikt nie odpowiada.. Hm... Jest słabo. Z opuszczona głową wracam i znów naciskam guziczek.. Tym razem musze to robić 3 razy odzywa się wyraźnie zaspany glos niemieckiej laluni. "Allo" no i się zaczynają moje przeprosiny z niemieckim, jak to szło, niby umiem, niby rozumiem, ale wieki, kurz w głowie przykrył wiedzę.. zimmer ich wollte, bitte czy jakoś tak.. Wydyszałem przejęty skucesem.. Zrozumiała!.. "ja..Ja aber es ist zu spat.. Koniec rozmowy.. Mrugnąłem "zu spat?".. Jak może być w hotelu "zu spat" co za porypany kraj.. Mogiła..

No nic wychodzę na parking i glebię na beton, muszę rozprostować kości. Wszystko mnie boli... Dosłownie wszystko. Rozkładam mapę, gdzie to ja jestem o mało nie usnąłem na tym parkingu. Fak nie mogę tak, nie jestem w stanie nigdzie jechać, trudno glebnę się gdzieś na trawę i śpię, oczy mi się zamykają, cale ciało boli, nic nie kojarzę.. Podjechałem kawałek za miasto pierwsza lepsza polna dróżka nie ma znaczenia, co to jest, może być nawet poligon jądrowy, jak mnie czołg rozjedzie trudno. Motocykl w trawę... Stoi? Stoi. A ja jak stałem kładę się obok i zasypiam, nie mam śpiwora nic.. Kurtka ciepła, trudno, w gorszych warunkach się spało, kask zdjąłem położyłem obok.. Byle nie padało... Przeżyje.. Anioł Stróż masz wpier... Jak tylko się spotkamy?. Zuzia prosto w twarz grzeje mnie silnikiem oczy mi się same zamykają...Sorry Zuzia za ten siódmy bieg.. Ciemność.. Zasypiam na trawie w środku jednej z największych i najpotężniejszych cywilizacji tego świata.. Na trawie..

Budzę się wciąż ciemność.. Jest zajebiście zimno.. Zajebiście.. Ale naprawdę zajebiście, cały się trzęsę Zuzia wystygła, od ziemi daje.. Ale czuje się trochę lepiej przespałem się dwie godziny jest trzecia w nocy.. Musze się napić czegoś cieplego.. Znów w siodło.. Oh mój tylek.. Szok.. Ale przynajmniej się obudziłem.. Chwila jazdy jest MacDowell.. Czy inny szkocki najemnik sprzedający mięsa... Jest Mccafe czy jakoś tak.. O tu siądę napije się cieplej kawy i popłaczę nad swoim losem, może jakoś się ogarnę i po kawie poczuje lepiej i po prostu ruszę dalej?. Anioł Stróż otworzył zaspane oko i pstryknął znudzony palcami. Moj wzrok przykul niski budynek za Macdonaldem... Tulip Inn.. Inn jak ten Holiday Inn? Że ta sama rodzina? Podjeżdżam a co mi szkodzi parkuje moto i wchodzę do recepcji.. Żadnych guziczków wita mnie o trzeciej w nocy pan z radosnym "Guten Morgen" uśmiechnąłem się krzywo, pan zrozumiał aluzje.. Po angielsku grzecznie zapytuje czy room rent verstehen baranie? Ja najbardziej..60 Euro.. Zbawco mój.. Masz tu swoje Euro dawaj klucz.. Sorry Anioł za ten wpier... Jesteśmy kwita. Prysznic, czysta pościel, cywilizacja się jedna obroniła w swoim mateczniku.. Zasypiam z bananem na twarzy.. Choc we łbie wciąż huczy. Jutro znów w siodlo.. Ale zostało mi raptem 400 km.. spacer..

Wstaje wyspany, godzina 9.00 Prysznic, szybkie pakowanie, rzut oka za okno.. damn... Trochę pochmurno, nic to tylko 400 km z gwarantowanym suszeniem na końcu, damy rade. Szybko wsiadam na Zuzie i ogień na autostradę. Oj wszystko boli, organizm szybko się meczy, wymyśliłem, co najmniej trzy alternatywne pozycje do jazdy.. Trzy pasy cały czas, Bóg Autostrad pobłogosławił krainę Germańską okrutnie jak sobie pomyślę, że nasze polskie cymbały mogły juz 10 lat temu zbudować takie cacka to mam ochotę kogoś kopnąć w głowę. Ogoleni dużo myślę, jest czas spokój, troszkę kropi momentami, ale niewiele. Luzik, znów, co chwila sprawdzam czy aby na pewno od wczoraj Zuzi nie urosła siódemka. W końcu tuż, tuż przed Holandia autostrada się zwęża i są dwa pasy. Chwile później remonty.. Co jest?. No tak.. Niemcom dwa pasy nie pasuje dorabiają trzeci. Na szczęście zaraz Holandia granica obecnie to restauracja ciężko się zorientować. Z drugiej strony łatwo.. Nagle wszyscy zwalniają i jada przepisowe 120. Teraz to się dopiero nudzę. Autostrada zapchana, jak w Niemcowni trzeci pas był dla łatających nisko BMW i Mercedesów, tak tutaj lewy pas po prostu służy do jeżdżenia, jak jedziesz 140 jesteś pewien ze nikt cię nie wyprzedzi, zresztą foto radarów pełno dosłownie na każdym kroku, gdzie się nie obrócisz fotoradary, fotki robione z tylu, nie ma, co się wychylać cywilizacja... Znów do mnie przyjdzie dwóch smutnych panów z pamiątką z Holandii..

- Pan zamawiał zdjęcia z autostrady...
- Ja nie.. Skąd.
- Widzi Pan.. tu są..300 Euro się należy za dostarczenie, dziękujemy do widzenia.

Korki, na szczęście można spokojnie zasuwać pasem dla motocyklistów, czuje się jak Mojżesz kroczący środkiem Morza Czerwonego, wszystko rozstępuje się na boki.. oooppss.. nie wszystko..jakis Tuareg stoi centralnie na srodku i ani ruszy..staje grzecznie za nim i czekam..czekam..czekam.. polska rejestracja.. Paniusia za kolkiem, witam rodakow..jak milo tak się spotkac w srodku cywilizowanego swiata, dlaczego nie jestem zaskoczony. Holender z prawej w koncu o malo nie wpada na barierke dokonujac cudow po to tylko aby zrobic mi miejsce. Wyluzuj stary to nie jest az takie wazne, ale nie, uparl się..kreci ta kierownica jest, zrobil mi miejsce, Paniusia wciaz nieswiadoma gada z przyjaciolka na miejscu pasazera...przynajmniej ladne obie i blondynki. Macham holenderskiemu desperatowi dziekujac za zrobienie miejsca i ruszam dalej przez Morze Czerwone... Stacja, przerwa.. wychodzi slonce zaa chmur zaczyna byc nawet goraco. Na stacji jakas holenderska nastolatka wyraznie zafascynowana motocyklistami przyklejona do szyby niczym glonojad..mrugam do niej o malo nie zemdlala. W koncu jej rodzice wsiędli i pojechala..machala do mnie chyba jeszcze jak zniknela za horyzontem. Zjadlem jakies miejscowe paszteciki.. i ogien dalej. W Rotterdamie lekka zmylka, autostrada nie pojechala gdzie miala pojechac glupia autostrada, troche trzeba bylo się pokrecic w kolko..ale boze co za zjazdy z autostrad, szeroki luk, piekna widocznosc rowniutko..chyba jeszcze nigdy tak nie kladlem motocykla, pozniej na postoju sprawdzilem tylna opone...to prawda nigdy jeszcze go tak nie kladlem. Chyba się zgubie jeszcze raz w drodze powrotnej, jak bedzie pogoda oczywiscie, niemieckie zjazdy to nie to samo, dookola mur, waskie a tu widzisz wszystko jak na patelni..poezja. Dojezdzam do Cromstrijen Google prowadzi mnie niczym GPS, w prawo, w lewo, drugie rondo w prawo..

Dojezdzam wreszcie na miejsce..parkuje w cieniu, ciche holenderskie osiędle, starsze paniusię patrza na mnie dziwnie, zajezdzam z fasonem zdejmuje kask i maszeruje dumnie sprawdzic czy Tyrza jest w domu. Paniusię zagaduja cos po holndersku, odpowiadam w cywilizowanym jezyku, ze nie nada, ze ja tylko angielskij jazyk. Umieja i zagaduja co ja tu, czy moga pomoc i w ogole..nie po prostu do znajomej przyjechalem ale jej jeszcze nie ma to sobie na obiad pojde, wkladam sprzet po raz ostatni przed dluga przerwa i zasuwam do restauracji. Dlugi relaksik obiadek z zimnym piwkiem, jestem dumny dojechalem, trafilem i w sumie to dobrze..moj tylek nie znioslby trzeciego dnia w siodle. Teraz weekend niemotocyklowy, musze nabrac sil przed powrotem. W koncu przyjezdza Tyrza...zaczynamy czesc niemotocyklowa..gadamy do pozna.. to niesamowite, ze jakis koles wzial i przyjechal do niej z Polski na motocyklu..opowiadaj, opowiadaj.. Siędza pija lulki pala..Tance hulanki swawole.


Wyświetl większą mapę

Autor zdjęcia: http://www.flickr.com/photos/archetypefotografie/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz