Moje pierwsze stoppie

Dzień, jak co dzień... trochę ładnej pogody, spotkanie na mieście, szybki pomysł a co mi tam śmignę na moto. Każdy to zna każdy to wie...wsiadasz...jedziesz... wciąż jeszcze nierozjeżdżony wszystko jakby nie takie...po 20 minutach juz lepiej, juz sie dzieje... co prawda szarówka i widoczność słaba, ale frajda niesamowita... Jak zwykle w takich momentach nachodzi mnie refleksja..


Czemuż one zawsze mnie łapią na moto.. jakoś tak mi sie lepiej myśli w "backgroundzie" z jednej strony skupienie a jakaś część mózgu swobodnie dryfuje, myśli leniwie przelatują przez głowę nie zawsze logicznie ze sobą powiązane.
Wpadam na Powstańców Śląskich ograniczenie 70.. no cóż jak zwykle znaki nakazujące prędkość traktuje, jako "doradcze"...ale ale...dlaczego tylko wybiórczo...dlaczego tylko zakaz przekraczania prędkości... a pierwszeństwa przejazdu? No tak... w sumie to tez tylko doradztwo... przed każdym skrzyżowaniem zwalniam... nawet tym z pierwszeństwem...w końcu to tylko "doradztwo"... cmentarze pełne są tych, co mieli pierwszeństwo przejazdu...

Korek... jak zawsze... dwa pasy w każdą stronę pośrodku pas dla motocyklistów... Zgodnie z zasada ze w korku choćby nie wiem jak szeroko i cudnie było jadę 40 - 50...a co.. walnąłem sobie takie ograniczenie i je stosuje... szeroko spokojnie mijam jakąś ciężarówkę, rozważań ciąg dalszy nad bezpieczeństwem jazdy...nagle...przede mną otwierają sie drzwi...K..WA! nawet tego w myśli nie jestem w stanie wypowiedzieć...hamulec...wyda, nie wyda, wyda, nie wyda... nie ma szans na ta wyliczankę.. to trwa ułamek sekundy...drzwi zostały otworzone tuż, tuż przede mną, nie ma szans na cokolwiek, dookoła samochody a środek zablokowany przez drzwi i wyłażącego z samochodu kolesia (samochód po prawej stronie wychodzi kierowca)..
wydało.. teraz czuje jak opada mi tył motocykla i tylne kolo twardo ląduje na ziemi...O k..wa.. zrobiłem stoppie.. nie wiem jak wysokie, w sumie nigdy nie próbowałem zrobić... patrzę na przednie kolo...stoi dokładnie 10 cm przed drzwiami, dochodzi do mnie glos... "przepraszam, sorry... sorry... nie chciałem, nie widzialem... facet za mną świeci długimi mnie oślepił...chciałem mu powiedzieć... sorry... nie chciałem" nawet sie nie zdenerwowałem.. w sumie jego skrucha jest ogromna... pokręciłem głową kiwnąłem mu, że nic sie niestało i sie rozstaliśmy się w pokoju...

10 cm.. a gdybym jechał 51? albo 55? albo 90?
Nie byłem 10 cm od śmierci... nie ma, co sie epatować...sytuacja zwykła nic wielkiego, co najwyżej byłem bliski mocnego potłuczenia się.
Żniwiarz nawet brwi nie podniósł nie mówiąc o chwyceniu kosy... Są rzeczy na drogach, które nie śniły się filozofom... Nie wiesz skąd nadejdzie muka... Niby nic... niby można wzruszyć ramionami i pojechać dalej.
Ale gdyby nie margines... na błąd mój, na błąd innych... to ludzie jeżdżą... niektórzy dzwonią przez telefon, ktoś może nie zauważyć znaku "ustąp pierwszeństwa przejazdu", kogoś właśnie oślepi słońce, ktoś o ułamek sekundy za późno zerknie w lusterko a gdyby wszystko działo się o sekundy wolniej... gdyby...gdyby..

- Hej! Aniele Stróżu... dzięki!
- A wal sie... w kiblu byłem.. po prostu wolno jechałeś...



Photo by (CC)  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz