Jak poznałem Bractwo - historia niedokończona



Siadłem wygodnie do komputera, zatarłem ręce z zamiarem opisania mojej historii zapoznania się z Bractwem Suzuki. W głowie przewija mi się pełno obrazów, które aż się proszą o opis.

Pełen zapału do pracy wystukałem tytuł: „Jak znalazłem BS – moja historia”. Przez chwilę się w niego wpatrywałem z nabożną czcią, bo to było tak dawno, muszę się skupić… kiedy to…

Nagła kakofonia dźwięków uderzyła moje uszy, rozpoznałem resztką świadomości, nie bez satysfakcji, „Whiskey In The Jar” Metallici i jakieś kobieco – nastoletnie śmiechy.  Z nadprzestrzeni wyskoczył mój Anioł Stróż
– zatoczył się ze dwa razy, zanim skrzydłem oparł się o szafę – zachichotał szaleńczo, pomachał w powstałą po nim dziurę w nadprzestrzeni, która błyskawicznie się zamknęła. Zapadła cisza a Anioł zsunął się powoli po szafie na podłogę.


- Fuck! – zaklął po angielsku, od razu widać moje wojaże dobrze mu służą – sssoo… robisszzzz? – zagaił.
Schowałem twarz w dłoniach i wzniosłem oczy do góry w nadziei na pomoc.
- Dobraaaa, doooobra… bez donoszicziee…. Donoszii… cielstwa! – beknął i się podniósł, próbując otrzepać swój płaszcz z kurzu. Złapał się za głowę i zaczął coś szeptać, błyskawicznie się wyprostował, rzucił głową na jeden i drugi bok, rozprostował skrzydła i mógłbym przysiąc, że w pokoju zrobiło się jaśniej a ja usłyszałem tak jakby chóry anielskie. Choć nie wiem dlaczego te chóry tak jakby śpiewały „Whiskey in The Jar”… W wersji na chór oczywiście…  Anielski, oczywiście… O ile taka istnieje, oczywiście. 

Po krótkiej chwili stanął wyprostowany i wydaje się zupełnie trzeźwy.
- Boli cię głowa? – zapytałem ciekawy.
- Skąd! – odpowiedział płynnie i zupełnie trzeźwo
- Respect! Nauczysz mnie tej sztuczki?!?!! Ale jazda – przez głowę przelatywały mi możliwości... Bosh, jak ja bym tak potrafił wytrzeźwieć w dziesięć sekund i to bez bólu głowy. Przebolałbym to „Whiskey In The Jar” w wersji na chóry anielskie.
- Nie wygłupiaj się, Archangels restricted kolego! Jak będziesz walczył u boku szefa z zastępami Ciemności przez miliony lat to może twoje podanie zostanie pozytywnie rozpatrzone. Na razie wciąż jesteś śmiertelnikiem i musisz cierpieć klasycznego kaca. Podziękuj Ewie!
- Że niby to za grzech pierworodny? – zdziwiłem się
- A jak…

Nie wiedziałem czy robi sobie ze mnie jaja, czy nie. Kac jako kara za grzech pierworodny przemawiała jednak do mnie, okrutna to jednak kara. Zamyśliłem się…
- No ale dobra, dobra my tu gadu gadu.. a dziewczynki stygną. Co robisz? – zapytał
- No chciałem na Bractwo historię opisać o tym jak się z nimi spotkałem.
- Buahahaa – roześmiał się bezczelnie – myślisz, że kogoś to obchodzi?
- No nie wiem w sumie…
- Ty masz w ogóle coś ciekawego do opowiedzenia?
- No mam – tu się lekko uniosłem w sobie, bo w końcu co kurczę bele – Od 2006 roku jestem w Bractwie to już będzie 6 lat kawał czasu!

Anioł tylko przechylił głowę z ironicznym uśmieszkiem.
Zamyśliłem się i rozpocząłem:

- Wiesz jak kupiłem motocykl to zielony kompletnie byłem, ale, że jestem Cyber to w sieci poszukałem znajomych. Początki nie były łatwe, trafiłem na  przypadkowe osoby tzw. „Rycerzy Króla Zygmunta” czyli bywalców parkingu „pod kolumną”. Jadąc z nimi na wycieczkę o mało się nie zabiłem. No wiesz…  Nie znałem zasad jazdy w grupie. Zresztą nic by mi to nie pomogło bo oni też ich nie znali. Napierali przez miasto na jednym kole, na pustych wydechach jak dzicy, a ja próbowałem za nimi nadążyć…

Tu Anioł podniósł rękę.
- Tak, tak wiem pamiętam, chyba w sumie nigdy się tak nie urobiłem jak wtedy. Co z ciebie za kretyn… no może jak jechałeś do Niemiec z gorączką.. to było wtedy gorzej. Choć nie wiem.. jak śmignąłeś ze trzy razy na czerwonym za tymi kretynami…

- Oj tam, oj tam. Ważne, że ogarnąłeś, nie rozczulaj się nad sobą. W każdym bądź razie dałem sobie wtedy spokój z jeżdżeniem w grupie. Zapisać się chciałem do Bractwa no bo w sumie co… Mam Suzuki a nóż widelec coś się zdarzy, będę potrzebował czyjejś rady na temat sprzęta to wtedy… Zapisałem się internetowo – wtedy jeszcze nie trzeba było mieć osoby polecającej. Zapisałem się na dodatek pod jakimś trefnym Nickiem. No i się złożyło, że oni odwiedzali Dom Dziecka w Równem. Jako, że jak wiesz ja to zwolennik spotkań jestem bezpośrednich to wsiadam na Zuzię i jadę. Jakoś się na Shellu spotykaliśmy, dojechałem… coś ze dwadzieścia motocykli dookoła nikogo nie znam, ale co zrobić… siądziemy gdzieś to się poznamy. Zsiadłem przywitałem się wyskoczyłem na chwilę coś kupić do picia do sklepiku i patrzę a tu nagle wsiadają na moto i już się zbierają. Normalnie tak bez słowa. To ja szybko na tą moją Zuzię zgrzany i za nimi. Okazało się, że to ruszyła grupa „spacerowa” choppery, zabytki i jechałem na mojej Zuzi, 60-80 za nimi. Co nawet dla mojej Zuzi było wolno. Myślałem, że usnę na tym motocyklu. – uśmiechnąłem się do siebie i zerknąłem na Anioła. Ziewał
- Że co? Że nudne?
- Jak flaki z olejem. Naprawdę myślisz, że kogoś to obchodzi? – odpowiedział nonszalancko.
- No wydawało mi się to zabawne.
- Masz rację. Wydawało ci się.
- Eh.. no nie wiem.., to może lepiej napiszę o tym jak półrocznego Bartosza wziąłem na Zakończenie Sezonu w Kamieńczyku w 2006 roku i jak to on był w sumie pierwszym dzieciakiem, co to pojawił się na spotkaniu i jak spał w wózeczku przy ognisku, wszyscy dookoła śpiewali, darli się, że go de facto zgubiłem, potem się odnalazł pod dobrą opieką…

- No weź.. Nie podpieraj się swoim dzieckiem. Jak on już będzie w Bractwie wtedy opiszę swoją historię.

- W sumie racja. No wiesz, to poza tym nie bardzo wiem co opisać. O może to o wywaleniu łódki na Dniach Suzuki w Cafe Szanta…

Anioł się skrzywił – Będziesz pisał o wywaleniu żaglówki na spotkaniu motocyklistów?

- Eeeee… no niby racja… - mój entuzjazm tak jakby opadł – no to nie wiem… może nic nie napiszę? Motocykla nie mam nudzi mi się…

- Pograj sobie w Mass Effect 3, Star Wars The Old Republic albo coś… - zaproponował Anioł

- No może racja… Dam sobie spokój z pisaniem tej historii. - ciężko westchnąłem zdruzgotany
- No to narka, ja wracam bo tam sam rozumiesz… dziewczynki stygną – uśmiechnął się i mrugnąl do mnie. Wyciągnął z kieszeni płaszcza Jacka Danielsa i pociągnął długi łyk.

- Ahhh… miód malina – westchnął rozmarzony, przed nim otworzyła się nadprzestrzeń czy podprzestrzeń, czy inna rzeczywistość, czy cholera go wie co i rozległ się ogłuszający ryk „Whiskey In The Jar” w wykonaniu Metalliki.

- I AM BACK!!!! – ryknął Anioł i wskoczył do środka. Rozległ się entuzjastyczny pisko-ryk dziewczęcych głosów i wszystko umilkło gwałtownie wraz z zamknięciem tego portalopodobnego tworu.

Westchnąłem długo i przeciągle, wkładając płytę z grą do Xboksa i patrząc na piękną pogodę za oknem.
- Ja ci jeszcze kurwa skończę te wakacje… aż się zdziwisz… - szepnąłem sam do siebie zanim pogrążyłem się w ratowaniu galaktyki przed inwazją morderczych maszyn.

Autor zdjęcia: Bohas

3 komentarze:

  1. Miód, malina... :)
    Jak dla mnie bomba...
    Poproszę o publikację w wersji audio 8)
    Pzdr
    Dany

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Boże komentarz! Musimy za to wypić przy najbliższym spotkaniu. Wersja audio może być.. zrobimy na Rozpoczęciu publiczne czytanie i się nagra :)

      Usuń
    2. No gratuluje :)
      Blog ładny, teksty bardzo przyjemne, prosimy więcej.

      Usuń