Wilno beware cz. 1

Dzień minus 2.

Właściwie zaczęło się dużo wcześniej.. ma być spotkanie Bractwa Suzuki w okolicy Augustowa. Moja żonka wielokrotnie deklarowała, że ohoho jeździć zagranicę na wycieczkę motocyklową to ona bardzo chętnie i nie będzie marudzić. No skoro tak to czemu nie… Wilno tuż, tuż obok.. Chcesz dziewczyno wycieczkę mówisz masz. Trochę zamieszania z dzieciakiem. Na szczęście rodzice są w nim tak zakochani, że gdybym powiedział, że mogą wziąć wnuka na tydzień ale jest do odbioru w Bangladeszu na następny dzień mieliby zarezerwowany bilet w najbliższą okolicę.
Pod tym względem absolutny szacuj. Dzieciak ma frajdę, dziadki mają frajdę więc zupełnie bez wyrzutów sumienia możemy go sprzedać na tydzień za pączka. I w zasadzie będziemy pewni, że jak zadzwonimy za dwa dni zapytać się czy tęskni odpowiedź będzie „Nie przyjeżdżajcie! Jestem zajęty!” ot się stwór wdał w ojca.


Zaproponowałem wspólny wyjazd.. z obawami.. ogień i woda.. kobieta wkracza na teren mojej męskiej świątyni…Ja nielubiący peletonów, uwielbiający te momenty kiedy jestem ja i droga i mój anioł stróż a tu nagle w ten układ wkracza żona.. hmm.. no jestem pełen wątpliwości, ale co zrobić powiedziało się A trzeba powiedzieć i Beeeee…. Żona oczywiście zaczęła planować… eh.. jaką trasą jedziemy, w jakim hotelu będziemy spać (domyśliłem się, że spanie pod motocyklem w trawie raczej nie wchodzi w grę…), ile trzeba wziąć pieniędzy, jakie tam zabytki zobaczymy… itd… itp.. przerażenie.. jakież to różne od mojej idei jechania „w pizdu”… siadam i jadę.. „się zobaczy’ ot cała filozofia… nie wiem czy żałować czy też nie.. mieszane uczucia.. no ale w końcu to B….
Trzeba przygotować motocykl.. tym razem chyba się w kufer nie zmieszczę trzeba zakupić sakwy, wymienić w końcu uszczelkę, którą miałem wymienić w poprzednim sezonie, dospawać element, który się „uksył” jakoś ostatnio, naciągnąć łańcuch, sprzęgiełko.. ma być igła.. Zajeżdzam do znajomych serwisujących moto.. wolne z pracy miła atmosferka, kawusia gadeczka szmateczka, leniwie wymieniamy uszczelkę demontujemy tył moto, żeby zobaczyć co tam dokładnie trzeba dospawać.. no niestety właściwie całe mocowanie się upierdzieliło.. nagle telefon od Oli..
- Hej! Pamiętasz, że masz odebrać dzieciaka z przedszkola?
- Erhmm… a to ja? O !!@%$$.. Która godzina?

I panika na pokładzie.. za pół godziny zamykają przedszkole.. ja stoję przed rozebranym moto.. po samochód nie wrócę. Dospawać nie dospawam. Pojutrze wyjeżdżamy.. pada komenda składamy co się da jutro podjadę dospawamy bagażnik i jakoś to będzie. Na szczęście zdążyłem, choć lało jak z cebra. W ogóle prognozy na wyjazd fatalne. Niedobrze. Pierwsza poważna wyprawa z moją ciepłolubną małżonka jak będzie lało to obawiam się, że nie uda się ja zarazić motocyklizmem… No nic, trzeba zakupić profesjonalne „kondomiki” na moto… Nie ma innej opcji, jeszcze szybka wizyta w sklepiku, znów mój portfel stał się chudszy, ale czegóż się nie robi dla miłości.. tylko do czego ta miłość do motocykli czy do żony?

Dzień – 1

„Rano budzik wierci swiadomosć
Zapalasz radio zrywasz się
Poranna wiadomość
W Chile znowu jest całkiem źle”

Niczym w piosence Pudelsów „Polityka kulturalna”… znaczy się nie w Chile ale w Polsce, powodzie… premier i p.o. prezydenta zabiegani… w telewizji dramatyczne apele. Eh.. może zamiast moto ponton wziąć.. no ale o co chodzi..
- Anioł.. halo tam na górze.. mayday, mayday! Możesz coś u szefa z tą pogodą załatwić?
- Hm.. załatwić? To znaczy, że niby co? Przekupić?
- No… brzmi całkiem jak niezły plan
- Pojebało cię?
- No co?
Nie odezwał się więcej.. hmm. No trudno.. tutaj bardziej przyziemne problemy.. dzień przed urlopem w pracy.. znacie to? Wszystko wszyscy.. nagle okazuje się, że jestem najważniejszą osobą w firmie, że beze mnie wszystko się zawali, a projekty muszą być skończone na dziś lub na jutro.. Hej.. ja miałem na luzie popracować pół dnia a potem dospawać tył do motocykla.. bez kufra nie pojadę to będzie jakaś porażka!! WYNOCHA!!!
Jakoś nie posłuchali… godz. 17.00 ja wychodzę z amoku.. znaczy się mam chwilę żeby zajać się tym nieszczęsnym tyłem… dzwonię do chłopaków z serwisu..
- No co ty? Teraz? Chłopaków od spawarki już nie ma.. jutro kochany jutro…
- Jak to k..wa jutro? Jutro to ja rano Wilno, droga, wiatr we włosach..
- Nic nie poradzę.. wezmę ci bagażnik do miasta…
Ooopss.. myślę sobie, niezła wtopa.. na szczęscie usłyszał to mój kolega z pracy Marcin.
- ej. Zadzwoń tutaj, to obok pewnie jeszcze są czynni..
No i racje miał chwila rozmowy telefonicznej i faktycznie.. jest.. mają spawarę przyjmą mnie.. gnam zgrzany i szczęśliwy.. czyżby uratowani? Tak.. na dodatek okazuję się, że kolega spawający tez motocyklista miło przegadaliśmy pół godziny wymieniając doświadczenia. Ot motocyklizm zbliża a takie przygody mogą wyjść na dobre. Już zespawany wracam do pracy podkańczać ostatnie zlecenia. I z wolną głową wieczorem ruszam odebrać bagażnik od Konrada z salonu. No nic.. jutro wyjazd.. dzieciak już w Kielcach.
- Jak tam? Kiedy wracasz?
- Za 120 i 36 dni..
Acha.. no tak.. czyli raczej nie tęskni… Luz.. pakowanie.. ja jeszcze do północy siedzę w garażu.. pech.. jeszcze pękł mi gmol.. normalnie co za złośliwość rzeczy martwych.. odkręcić? Jakoś tymczasowo przymocować? Wybrałem drugą opcje, po powrocie dospawam albo wymienię.. naciąganie łańcucha, smarowanie, dokręcanie bagażnika, parę srubek.. normalnie Zuzia nie była tak wyszykowana od dłuższego czasu. Poklepałem ją po baku.. no jutro twój wielki dzień spraw się.. spojrzałem w górę
- I ty też!
- pfff…
Usłyszałem w odpowiedzi gasząc światło...

Część 2 - click!

Photo by (CC) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz